Ksiądz Walerian Porankiewicz urodził się 12 listopada 1906 r. w Gostyniu z ojca Franciszka i matki Józefy z Łagodzińskich. Tegoż roku, 18 listopada został ochrzczony. W 1925 roku wstąpił do Seminarium Duchownego w Poznaniu. Święcenia kapłańskie otrzymał 14 czerwca 1930 roku z rąk ks. kardynała. A. Hlonda. Gdy Seminarium oddawało go do dyspozycji biskupa diecezjalnego, o młodym kapłanie napisano, że jest wyrobiony, gorliwy, pogodny, spokojny, że bardzo nad sobą w Seminarium pracował. Ważny był w tym świadectwie dodatek, mianowicie, że zdrowie niezbyt silne.
Pracę kapłańską rozpoczął ks. Walerian Porankiewicz jako administrator parafii w Drobninie, pow. Leszno. Ze względu na słabe zdrowie w 1933 roku ks. abp. W. Dymek skierował ks. Waleriana Porankiewicza na stanowisko kapelana i jednocześnie prefekta Gimnazjum SS. Urszulanek SJK w Otorowie, pow. Szamotuły. W czasie wojny, zagrożony uwięzieniem w Dachau, ukrywał się na terenie Poznania. Po wojnie, gdy SS. Urszulanki SJK założyły nowy dom w Chartowie pod Poznaniem (obecnie w granicach miasta Poznania), ks. abp przeniósł ks. Waleriana do Chartowa, gdzie pełnił obowiązki kapelana. W Chartowie ks. Porankiewicz przebywał od 1945 roku do końca życia. W Dialogach Chartowo wymieniane jest wiele razy jako miejsce, gdzie Ludmiła spotykała się z ks. Porankiewiczem, który od 1945 r. przez wiele lat był jej spowiednikiem. W 1947 roku za zgodą ks. bpa K. Kowalskiego, ks. W. Porankiewicz obejmuje kierownictwo duchowe Rodziny.
Ks. Walerian Porankiewicz zmarł 14 stycznia 1970 roku, w 40. roku kapłaństwa. Pochowany jest na cmentarzu junikowskim w Poznaniu. Na płycie nagrobnej widnieje napis: Wiem, komu zawierzyłem.
Ks. Aleksander Woźny we wspomnieniu po śmierci ks. W Porankiewicza, wydrukowanym w Przewodniku Katolickim z 25 kwietnia 1970 roku, napisał:
Jako kapłan najlepiej spełniał swoje zadanie właśnie chyba przez to, czego się ktoś z trudem podejmuje – mianowicie, że rzeczywiście ofiarował swoje życie Panu Bogu za biednych grzeszników. Pan Bóg to życie od niego w sposób powolny przyjmował. Kto go bliżej znał, wiedział, że się rzeczywiście męczył, chociaż on sam to lekceważył. O swojej chorobie zawsze mówił z uśmiechem: «ja już taki jestem», tak jakby to cierpienie nic go nie kosztowało… On z wielką miłością przyjmował cierpienie i – ofiarował Panu Bogu.
W powyższym wspomnieniu ks. Aleksander Woźny cytuje zapisane kiedyś przez ks. Waleriana Porankiewicza słowa:
Oddawać się Bogu i wedle tych sił, które Bóg mi daje pełnić wolę Boga i iść za Nim, aby pozwolić Mu się zaprowadzić do celu.
Słowa te ukazują wielką pokorę ks. Waleriana.
W Dialogach z 1945 roku (nr 516) Pan Jezus mówi do Ludmiły o ks. Walerianie:
A temu (ks. P.) zaufaj jak dziecko. Ucz się od niego, jak żyć w pokoju. To cichy Mój powiernik, to dziecko Moje. Jak baranek na ofiarę całopalenia, oddałem go na służbę braciom. Dałem go wam. Nie zmarnujcie darów, jakie przez niego hojnie na was zlewam. Będzie patronem waszym – rycerz Mej Matki o duszy cheruba. To dar Mej Miłości wam wypożyczony, nie zmarnujcie darów jego serca, bo przez niego swobodnie działam. Kwiat czystości, niewart tej ziemi, z wami związany, wam dany, by was pociągnął do czystej miłości Serafinów. Nie lękaj się dać mu tego. On utwierdzony w prawdzie, on wie, że jest w miłości i duchu Moim. Pycha go nie tknie, jest utwierdzony w pokorze i oddaniu, do jakiego tobie tak daleko. Daj mu się pociągnąć i poprowadzić. Dziś to twój, to wasz, ojciec. Uczcij Mnie w nim, bom z nim nierozdzielny.
Na zakończenie ilustracja wielkiego zawierzenia ojca Waleriana pokazana we fragmencie Jego wypowiedzi do wspólnoty (spisane z taśmy magnetofonowej):
Czasami w jakiejś pracy społecznej mamy przekonanie, że coś jest wolą Bożą, a tu zaczynają pojawiać się ogromne trudności, chęć wycofania się. Wówczas trzeba umieć wytrwać nie szukając u Boga nowego potwierdzenia znakami. Miejmy to bezgraniczne zaufanie, że nie możemy się zawieść oddawszy się Bogu. Nie szukajmy żadnych znaków. Ukochajmy tę ślepotę, ciemność duszy. To jest szczególny dowód miłości okazywanej Bogu – jeżeli kogoś się kocha, to mu się na ślepo wierzy. Oddając się Bogu bądźmy pewni, że złożyliśmy się w najpewniejsze, niezawodne ręce. Jeszcze niedostatecznie doceniamy potęgę wiary, zawierzenia Bogu.
Wiara czyni Boga bezsilnym. Bóg nie może jej się oprzeć i nie ma wcale takiego zamiaru. On chce być zwyciężony naszą wiarą. Jego radością jest, gdy jest tak silna i licząca na Niego. On nie może się jej oprzeć, nie może zawieść wiary swoich dzieci. W obliczu takiej wiary Bóg jest gotów czynić cuda. On chciałby dokonywać wielkich cudów poprzez nas, nawet w codziennym życiu. Dlatego nie bójmy się, że wokół słyszymy o tylu troskach – ten prosi o modlitwę, tamten o inną przysługę. Nawet nie mamy możliwości zapamiętania kto o co prosi. Najlepiej jest w danym momencie zaraz powiedzieć to Matce Bożej, złożyć i zamknąć w Jej Sercu: «pamiętaj Matko o tym, bo ja mogę zapomnieć». Potem wystarczy oddawać tych wszystkich, którzy mnie prosili, są mi bliscy i chciałbym im pomóc. Trzeba zdobyć się na ten największy wysiłek wiary: oddawać Bogu, ale z najgłębszym zawierzeniem, ze świętą pewnością, że składam w niezawodne ręce Ojca, ręce najlepsze, najpewniejsze i mogę być spokojny. Pokój – owoc naszej wiary, zawierzenia Bogu będzie promieniował na innych, będzie «mimowolnym apostolstwem»”.